Komu kominek?

Po to, by podzielić się zdziwieniem, jakiego doznałam tam wtedy – przybysz z biednej komunistycznej Polski czasowo przebywający w biednej dzielnicy zachodnioeuropejskiej metropolii: w tym mieszkanku był kominek!

Konwencjonalny grzejnik też. Kominek z otwartym paleniskiem, zajmujący trzecią część niepodziurawionej drzwiami i wnękami ścianiy – zachwycająca rozrzutność! Jednak nie. Dom był stary. Dawniej ten kominek był po prostu jedynym źródłem ciepła. Lokatorka paliła w nim jeszcze czasem od wielkiego dzwonu. Działał.

W Anglii, Francji, północnych Włoszech kominek należy do tradycji i nie dziwi, jak w Polsce piec kaflowy. Nawet wystygły, samym swym kształtem wywołuje ciepłe skojarzenia. Ba, gdyby nie kanał dymowy, przepraszam, komin, to którędy dostawałby się do dziecięcych sypialni Święty Mikołaj? Tak, tak, kominek w dziecięcej sypialni! Strach pomyśleć, jak rodzice znosili ten stres: czad, groźba poparzeń… A jednak. Siła tradycji. Dziś, nawet w krajach występowania tej tradycji, nikt dzieciom kominka nie instaluje. Więc komu i gdzie? W pokoju dziennym, we wnętrzach jednoprzestrzennych – gdzieś pomiędzy aneksem kuchennym a wypoczynkowym, do takich lokalizacji przyzwyczajają nas wszystkie katalogi projektów domów jednorodzinnych. Ale puśćmy wodze fantazji. Ogród zimowy? Dlaczego nie! Klimaty barbecue przez cały rok. A łazienka, którą coraz częściej łączy się z sypialnią małżeńską – ekstrawagancja albo echo dawnych umywalni za parawanem… gdyby tak tutaj pojawił się kominek? Czyż nie wspaniale dopełniałyby się: relaksująca kąpiel z widokiem na ogień? Łączenie żywiołów – można spróbować!

Widok ognia jest potrzebą bardzo pierwotną. Dzikie zwierzęta ognia się boją, dlatego nasz praprzodek czuł się przy ogniu bezpiecznie. Po dziś dzień patrząc w ogień odprężamy się. Dlatego zdziwiłby mnie kominek umieszczony gdzieś w przejściu, w sposób uniemożliwiający bezkolizyjne siedzenie, rozsiadanie się przy ogniu. Ale jeśli przejście jest wystarczająco szerokie… W telewizyjnej reklamie jednej z sieci telefonicznych można zobaczyć panią mającą sypialnię na spoczniku schodów, co prawda bardzo rozległym spoczniku, bardzo szerokich schodów, ale tym bardziej miejsca tego zaciszem nazwać nie sposób. Więc jeśli jakaś pani może spać na schodach i chwalić to sobie, to i ogień domowy może buzować właściwie wszędzie!


Najczęściej stosowane rozwiązania przy budowaniu kominków


Pozostają względy techniczne. W Polsce przywykliśmy, na wzór pieca w dawnej chałupie czy dworze, sytuować kominek możliwie w środku rzutu domu, aby komin spalinowy był jak najwyższy i przebiegał jak najdłużej wewnątrz domu, dach przebijając w pobliżu kalenicy. Ale powiedzcie to Anglosasom, którzy z upodobaniem przystawiają komin do ściany szczytowej budynku. W rezultacie każdy dom wygląda jak kotłownia, bo taki zewnętrzny komin grubo obmurowany to bardzo wyrazisty detal. Wymyślają potem solidnie ocieplone metalowe tubusy, skąd korzyść dla wszystkich ogniolubnych na świecie, niezależnie od tradycji miejsca, potrzebujących nagle zlokalizować kominek w dawno wybudowanym obiekcie, w którym murowanie wewnętrznego komina byłoby kłopotliwe.
Chociaż często rozstrzygają wcale nie względy praktyczne, ale czysto estetyczne: np. frajda, jaką daje widok płonącego ognia z jesienną szarugą albo, jeszcze lepiej, zimowymi zaspami w tle. I projektuje się dom z myślą o takim właśnie efekcie: prosta rama paleniska wbudowana w taflę szkła. Przydaje się wówczas umiejętność skutecznego odprowadzania spalin kominem zewnętrznym.

Warto jednak pamiętać, żeby nie umieszczać kominka w sąsiedztwie innego, dużo bardziej zaborczego łapacza spojrzeń, mianowicie telewizora. Ogień zasługuje na zapatrzenie się, nie jest w stanie konkurować z zabójcą wyobraźni. Telewizja deprawuje oczy, spłyca widzenie. Ogień odwrotnie. „Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga, chodź, opowiem ci bajeczkę, bajka będzie długa…” Nie, to nie jest manifest: „wyrzućmy telewizory, instalujmy kominki!”, ani tym bardziej: „zdemontujmy kotły centralnego ogrzewania, grzejmy się przy ogniu!”. Cóż z tego, że w Londynie każde mieszkanie wyposażone jest w kominek, skoro palić w nim nie wolno. Walka ze smogiem! Podobno dosyć skuteczna.

U nas kominek jest dobrem coraz bardziej dostępnym, ale, na szczęście, nie nadużywanym. Jak własny koń wierzchowy jest nostalgicznym luksusem dla nielicznych, ale nie ich jedynym środkiem lokomocji, podobnie szaleństwem byłoby się spodziewać, że dla zaspokojenia atawistycznej potrzeby patrzenia w ogień, wszyscy zrezygnujemy nagle z innych sposobów ogrzewania naszych domostw. Są takie świeżo budowane domy także w Polsce, ale niewiele, i dobrze. Ale że własny kominek jest nieporównanie tańszy i mniej kłopotliwy w utrzymaniu niż rasowy koń, nie sądźmy, że przystoi jedynie rezydencjom. Palić z umiarem – każdy może. W kominku – oczywiście.


Urszula KoronaMieszkałam kiedyś przez krótki czas w Paryżu na Marais, w mieszkanku nazywanym tam „studio” – jeden pokój, przedpokoik ledwie mieszczący dwie pary butów. Łazienka, do której wchodziło się wprost z pokoju miała tak niewielkie rozmiary, że w porównaniu z nią prefabrykowane „bloki sanitarne” montowane w mieszkaniach w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w Polsce to doprawdy salony kąpielowe. Kuchnia mieściła się w szafie wnękowej. Całość doświetlona była jednym porte‑fenetrem z blaszanymi okiennicami.
Po co to opowiadam?


Urszula Korona