Zdunka

 Już jako młoda dziewczyna Jessica miała sprecyzowany cel – chciała zostać zdunką. Marzyła o stawianiu pieców kaflowych w kraju, gdzie nikt inny się tym nie zajmował

Już jako młoda dziewczyna marzyła o budowaniu pieców kaflowych. Nie straszne jej były przeciwności losu i przeszkody, jakie spotkała na swojej drodze. Dzięki wytrwałości i pomocy życzliwych osób zajęła się budową pieców kaflowych. Kobiecych, subtelnych, delikatnych. Dopracowanych w najmniejszych szczegółach. Co jeszcze je wyróżnia? Na pewno kolor – przekonajcie się sami!

Rozmowa z Jessicą Steinhäuser, stonehouse pottery

Robert Šalvata: Jessico, mieszkasz w Kanadzie, ale świetnie mówisz po niemiecku.

Jessica Steinhäuser: Urodziłam się w Kanadzie, ale dorastałam w Niemczech. Mój ojciec jest Niemcem, a mama Szwajcarką. Miałam 4 lata, kiedy przeprowadziliśmy się do Niemiec.

Czyli prawdopodobnie w Niemczech zainteresowałaś się sztuką kaflarską?

W Niemczech uczyłam się w Państwowej Szkole Ceramiki. W 1988 roku po otrzymaniu dyplomu wróciłam do ojczystej Kanady. Miałam wtedy 22 lata i już marzyłam o stawianiu pieców kaflowych. W szczególności dlatego, że w Kanadzie nikt inny się tym nie zajmował. Pomyślałam więc, że ja mogę się tym zająć.

U nas nie jest powszechne, że kobieta zajmuje się stawianiem pieców kaflowych. Z pewnością nie było to dla Ciebie łatwe, dodatkowo w kraju, gdzie kaflarstwo nie ma swojej tradycji?

Tak, to było trudne. Rzeczywistość wyglądała tak, że nie było zapotrzebowania na piece kaflowe. Nikt ich nie chciał, bo były niepopularne. Przeanalizowałam strony reklamowe w Kanadzie i nie widniał w nich żaden zdun. Dlatego założyłam pracownię ceramiki. Moje wyroby cieszyły się dużą popularnością. W 2002 roku zadzwonił do mnie pewien zdun. Moje marzenie o budowaniu pieców kaflowych ożyło na nowo. Tą osobą był Mário, który powiedział, że jeśli znajdę klienta na piec, on przyjedzie do Kanady i pomoże mi go postawić. Minęły 2 lata, a ja nie znalazłam żadnego klienta. W szkole miałam rysunek techniczny, rysowaliśmy piece kaflowe, ale w rzeczywistości nie miałam żadnego doświadczenia w budowaniu, dlatego nie potrafiłam tego dobrze wytłumaczyć i sprzedać klientom. Zadzwoniłam więc do Mário i zapytałam go, czy mogłabym przyjechać do Austrii, aby postawić z nim jeden piec kaflowy. Chciałam zobaczyć i zrozumieć, jak to działa. I tak, w 2004 roku, przyjechałam na dwa tygodnie do Europy, a moje dzieci (miały wtedy 5 i 7 lat) zostawiłam z mężem. Nie miałam żadnych informacji o zdunie, wiedziałam tylko, że podczas stawiania pieca będziemy zakwaterowani bezpośrednio w tym domu, w którym miał być budowany. Miałam plan, że jeżeli z tymi zdunami nie będzie dało się wytrzymać, to chociaż odwiedzę swoją rodzinę w Niemczech i na parę dni pojadę do Pragi. Nadal dobrze pamiętam, jak wylądowałam w Monachium i mocno wątpiłam w słuszność swojej decyzji o przyjeździe do Europy. Miałam duże obawy, ale – na szczęście – okazało się, że Mário i jego młody praktykant to porządni mężczyźni.

Widzę, że mamy wspólne zduńskie korzenie w Monachium. Zacząłem zajmować się zduństwem w Monachium, a Ty przyleciałaś do Monachium, żeby się przyuczyć do tego uroczego rzemiosła. Jak wykorzystałaś swoje nowe umiejętności w Kanadzie?

Po powrocie ciągle nie miałam klientów. Dlatego zdecydowałam się, że będę tworzyć piece kaflowe jako dzieła artystyczne. Postanowiłam je wystawić, aby ludzie zobaczyli, jak to może wyglądać. Wykorzystałam więc moje umiejętności artystyczne i wystawiłam piece kaflowe w galeriach w Ontario, USA, Quebec. Piece były tylko formą zewnętrzną, puste w środku. W części pomiędzy kaflami zrobiłam dość duże szpary, nie miałam jeszcze dostatecznych umiejętności, aby prawidłowo łączyć kafle.

W takim razie, czy był to właściwy krok z galeriami sztuki?

Praca była ciężka, z niekończącymi się przeszkodami i katastrofami. Wiele osób uważało mnie za wariatkę, głównie kiedy miałam dług za 6 miesięcy wynajmu mojej pracowni i groziło mi, że ją stracę. W 2010 roku sięgnęłam dna. Chociaż postawiłam jeden piec kaflowy bez wewnętrznego systemu na wystawie, aby pokazać Kanadyjczykom, jak to może wyglądać, to potem zbudowałam tylko jeden naprawdę działający piec w domu jednorodzinnym.

Później, jak groziła mi utrata pracowni, chciałam zrezygnować i obiecałam sobie, że nie stracę już nawet sekundy na piece kaflowe. Moja rodzina cierpiała z powodu tej trudnej sytuacji. I nagle otrzymałam mejla od pana z Toronto, który zamówił trzy piece kaflowe, z czego jeden miał być piecem kuchennym. Pomyślałam, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Próbowałam bezskutecznie od lat sprzedać chociaż jeden piec, a ten człowiek chciał od razu trzy. Ponadto obiecałam sobie, że kończę z piecami kaflowymi. Odpisałam temu panu krótko, że nie potrafię tego zamówienia zrealizować. On przysłał mi numer telefonu architekta, ale nie zadzwoniłam do niego. Miesiąc później to on zadzwonił do mnie i powiedział, że jego klient chce mieć piece kaflowe, oraz spytał, jakie są dalsze kroki. Nie miałam pojęcia, dlatego odpisałam mu, aby przyjechali do mojej pracowni i potwierdzili, czy jestem właściwą osobą do realizacji ich zamówienia. Był styczeń, a tak naprawdę nie miałam pieniędzy, żeby jechać do nich do Toronto. To oni przyjechali do mnie. W międzyczasie ciągle byłam w złej sytuacji i nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym zrealizować to zamówienie. Byłam na dnie finansowym. Nie miałam żadnej gotówki, jak w takiej sytuacji mogłabym wykonać trzy piece kaflowe? W tym samym czasie na północy uczyłam w szkole artystycznej wyrobu ceramiki na zajęciach z garncarstwa. Dostałam zaproszenie ze szkoły, aby wygłosić wykład naukowy. Wykorzystałam to i przygotowałam prezentację o piecach kaflowych. Był to wykład o historii mojej nieukończonej drogi – próby sprowadzenia pieców kaflowych do Kanady. Wśród słuchaczy była osoba, która zainspirowała się moją historią pełną przeszkód, którym nie chciałam się poddać. Niespodziewanie wypisała mi czek na kwotę 8 tysięcy dolarów. Niezobowiązująco, tylko od czasu do czasu mam jej przedstawić sprawozdanie, jak postępuje sprawa pieców kaflowych w Kanadzie. Zupełnie mi obca osoba. Dzięki tej gotówce mogłam przyjąć zamówienie z Toronto i kupić pierwszy laptop. Szczerze powiedziawszy, bez tego anioła, który był dla mnie zupełnie obcą osobą, raczej nigdy nie zbudowałabym żadnego pieca kaflowego.

Niewiarygodna historia. Wielki szacunek dla Ciebie, Jessico. To dowód na to, że nigdy nie należy się poddawać i kiedy człowiek dąży do swojego celu, to pomoc się pojawi, jak w Twoim przypadku, w osobie nieznajomego anioła.

Tak, droga była trudna i żmudna. Teraz współpracuję z Mário już 11 lat i wspólnie postawiliśmy 17 pieców kaflowych, w tym 7 w bieżącym roku. Moje piece znajdują się w różnych miejscach: w Kanadzie, USA, Szkocji i Hiszpanii. W tym roku postawię jeszcze jeden piec w USA, a w przyszłym roku kolejne w Albercie, Ontario, Los Angeles, Nowej Zelandii i innych miejscach. W międzyczasie mój syn dorosnął, ma już 16 lat i chce zostać zdunem. Bardzo podoba mu się moja praca i to, że w związku z nią tyle podróżuję. Bardzo się cieszę, że w końcu piece kaflowe przyjęły się tutaj, w Ameryce Północnej. W ubiegłym roku zabrałam syna na spotkanie Stowarzyszenia Zdunów Ameryki Północnej MHA (Masonry Heater Association of North America) i był tym zachwycony.

Jessico, bardzo dziękuję za rozmowę i inspirację. Również nasza droga tworzenia kaflarstwa na Słowacji nie była prosta, ale Twoja historia zmotywowała mnie jeszcze bardziej. Życzę Ci nadal wiele entuzjazmu do stawiania pieców kaflowych i może kiedyś jakiś piec postawimy razem.

Rozmawiał Robert Šalvata
Tekst opublikowany w magazynie Inspire News,
grudzień 2015