Nieśmiertelny
Ogień pierwotny – Jak długo trwa przygoda człowieka z ogniem? Jest to bardzo trudne do precyzyjnego określenia. Czasami mówi się, że przygoda praczłowieka z ogniem zaczęła się już 1,5 mln lat temu. Antropolog Loring Brace twierdzi, że ludzie musieli ujarzmić ogień ponad dwieście tysięcy lat temu i od samego początku wykorzystywali ogień nie tylko do ogrzewania, ale i do przygotowywania żywności.
Po bardzo długim czasie korzystania wyłącznie z „dzikiego” ognia, zaczął się okres zamykania płomieni w paleniskach z ceramiki i metalu. To już jest bliższy nam wymiar, okres, jaki znamy z nauki historii, a nie jakiś tam paleolit. Zamiast ogniska w kurnej chacie lub prymitywnego paleniska w rogu, pojawiły się trzony kuchenne z drzwiczkami, zamykane piecyki żeliwne, kaflowe piece szczelnie kryjące ogień, by w zamian dawał dużo ciepła. Tylko kominek pozostawał ciągle otwarty, pokazując naturalny ogień, co najmniej z jednej strony. I było dobrze, aż pojawił się tzw. kominek grzewczy, zawierający żeliwne palenisko z zamykanymi drzwiczkami. Chwilę później, bo dokładnie „chwilę” to trwało w porównaniu z wcześniejszą ewolucją domowego ognia, pojawiło się szkło witroceramiczne i szyba, która zastąpiła metalowe pełne drzwiczki.
Tak więc ogień był całkowicie pod kontrolą, a mimo to było go widać. W zamkniętym i oszklonym „pudle” sterować można było i dopływem powietrza, i wylotem spalin. Prosta obsługa zachęcała do codziennej eksploatacji, więc kominek stał się towarem pożądanym, produkowanym masowo i oferowanym stosunkowo tanio. Już nie trzeba było połowy wsi sprzedawać, by mieć ogień w domu. Zasłużone i pamiętające wszystkie europejskie wielkie wojny i rewolucje palenisko otwarte zostało zmarginalizowane.
Lew salonowy
Przez ostatnie ćwierć wieku, a nawet nieco dłużej w wielostronicowych kolorowych katalogach czołowych europejskich producentów królowały kominki wyposażone we „wkłady”. Francuskie firmy, m.in. Cheminées Philippe, Godin, Rene Brisach, Cheminées de la Chênaie, Supra, Deville, Fabrilor, pokazywały modele kominków, które potem trafiały do tysięcy europejskich domów.
W zasadzie cały ciężar branży kominkowej przesunął się na tę grupę produktów. Pojawiały się kolejne modele wkładów, charakteryzujące się coraz większym przeszkleniem. Dodawano przeszklony jeden bok, dwa boki, powiększano szerokość i wysokość. Pojawiały się pryzmatyczne wykrzywienia i promieniste zaokrąglenia. Coraz większa dbałość o oszczędzanie energii powodowała, że tradycyjne otwarte palenisko stawało się przykładem energetycznej „rozrzutności”. Ze sprawnością nie przekraczającą 20% nie ma szans na konkurowanie z przekraczającymi 70% wkładami. Szczelne budynki to precyzyjny bilans wymiany powietrza, więc pojawiły się wkłady ze szczelnym doprowadzeniem powietrza z zewnątrz, a jak mówić o „szczelności” w przypadku paleniska zupełnie otwartego? Kominek otwarty pożera powietrza bardzo dużo, więc popularne średnice doprowadzających przewodów są i tak za małe. No i oczywiście przewody kominowe… z takich samych powodów raczej nie ma tutaj mowy o średnicach 160, 180 czy nawet 200 mm! Średnica 250 lub 300 mm to zwykle rozsądne minimum!
Więc co dalej z kominkiem otwartym? Z pewnością coraz rzadziej trafiał do przeciętnych domów. Ale nie zniknął zupełnie! W amerykańskich rozległych domach z drewna (loghouse), zwanych niekiedy „preriowymi”, będącymi często rezydencjami „Rich & Famous” (to amerykański cykl telewizyjny z życia „znanych i bogatych”), kominek otwarty wciąż stanowi główną ozdobę wielkiego, wykończonego drewnem salonu. Ogień, kamień lub cegła i drewno oraz… wielkie palenisko. Przy takich kominkach lub przy basenie zwykle rozgrywały się sceny serialu „Dynastia”, który w początkach polskich przemian lat dziewięćdziesiątych XX wieku motywował wielu polskich bogatych inwestorów. Tak popularne w Stanach i Kanadzie małe żeliwne piecyki trafiały jako źródło
ciepła do skromniejszych domów.
W Europie, w kolorowych katalogach francuskich i włoskich firm kominkowych, tylko kilka stron pozostawiono tradycyjnym paleniskom i zbudowanym na ich bazie kominkom. Ale jakie to były kominki! Największe bryły, dużo kosztownego marmuru lub klasyczne ramy w stylu jednego z Ludwików, kominki zabudowane z lewej i prawej strony robionymi „na miarę” bibliotecznymi
regałami…
Jednym słowem, z pewnością nie była to oferta do kawalerek i standardowych deweloperskich domów, ale propozycja do zaistnienia w salonach dużych domów oraz rezydencji, przeznaczona dla bogatych klientów. A jak wiadomo, kto bogatemu zabroni? Nie ma więc co rozpatrywać w kategoriach ekonomii czy ekologii ani inwestycji w 8-cylindrowy samochód, ani w 500-konny motorowy jacht, ani nawet w prywatny odrzutowiec. Więc czemu taki „ktoś” ma nie wydać tych „kilku” tysięcy euro czy dolarów na pozornie „przegrany” kominek? A nawet zbudowany specjalnie wielki komin! Czemu ma nie wyrzucać cennego dla innych ciepła? Dobry koniak czy whisky przy kominku na co dzień. A od święta francuski szampan, również przy prawdziwym ogniu!
A co z „otwarciem” kominka w Polsce? Wprawdzie amerykańskie seriale inspirowały również w Polsce inwestorów i projektantów do sięgania po ujrzane tam rozwiązania, jednak zwykle przegrywały one z kominkiem „z wkładem”. Było to rozwiązanie w Polsce bardziej modne. Było łatwiejsze do wykonania dla szerokiej rzeszy nowicjuszy wśród wykonawców. Było też, nie wstydźmy się o tym mówić, zwykle premiowane prowizją od sprzedaży dla projektanta. Więc tam, gdzie były pierwsze polskie „duże” pieniądze, kominek otwarty trafiał rzadko, rzadziej niż powinien.
Skromniejszy blask ognia
To był bogatszy odcień ognia, ale poza nim jest jeszcze inna strefa… W całej Europie jest bardzo dużo domków rekreacyjnych, zarówno w chłodnej Skandynawii, jak i w słonecznej Hiszpanii. Również w Polsce zwykle domki te używane są latem, a więc w porze, gdy kominek jest najmniej przydatny. Jednak dom rekreacyjny bez kominka trudno sobie wyobrazić, więc niejako „dla zasady” pojawiały się tam skromne kominki z paleniskami otwartymi. Ważnym argumentem „za” był fakt, że opustoszałe miesiącami domy były często okradane, a kominek otwarty nie musiał się „wyniesienia” obawiać. Z tego powodu poręczne, ale łatwe do zabrania piecyki trafiały tam rzadziej.
Kominki więc były, ale mało kto z nich potem korzystał, bo letnie wieczory są zwykle ciepłe. W sumie tylko ci, którzy do „drugiego domu” przyjeżdżali również wiosną i jesienią, mogli docenić przyjemność siedzenia przy ogniu. W Polsce domki letnie i kominki budowali zwykle przypadkowi, lokalni fachowcy „od wszystkiego”. Miało to bardzo często atut finansowy, bo cały kominek powstawał za równowartość… 1/2 litra alkoholu! Kominki nie tylko nie grzeszyły estetyką, ale też posiadały wrodzone wady, komplikujące lub uniemożliwiające ich eksploatację. No, ale jeśli inwestor decydował się na skorzystanie z usług fachowca, który ze zduństwem nie miał nic wspólnego, to wynik był łatwy do przewidzenia. Najmniejsze fabrycznie wykonane piecyki, najtańsze kominki zmontowane z fabrycznych elementów działały lepiej, niż te „rękodzieła”. Z takich realizacji wzięły się złe opinie o otwartych paleniskach, co doprowadziło do niemal zupełnego zaniechania ich budowy. Pojawiło się wręcz całkiem liczne zapotrzebowanie na przebudowy otwartych kominków na „takie z wkładem”.
Doszło do sytuacji, gdy w przeciętnej firmie kominkowej na każde 10 budowanych kominków, zaledwie jeden był z paleniskiem otwartym. Często tego typu kominka przez rok nie zbudowano w firmie kominkowej wcale!
Ścigany
Nagonka na opalane drewnem paleniska jako sprawców wysokiej emisji cząstek PM 2,5 i PM 10, a w konsekwencji chorób i śmierci, rozpoczęła się z chwilą ujawnienia tzw. efektu cieplarnianego i podjęcia przez światowych przywódców decyzji o walce z tym zjawiskiem. Goniąc za redukcją CO2, przy okazji niejako doprowadzono do tego, że na czarną listę trafił również smog i… kominek.
I oto w Polsce, kraju, gdzie wciąż są dziesiątki kopalń węgla kamiennego, gdzie prąd jest produkowany w węglowych elektrowniach, gdzie zarejestrowanych jest „aż” 200 samochodów elektrycznych, uznano, że w pierwszej kolejności należy walczyć z kominkami opalanymi drewnem. Kominek otwarty nie tylko nie został z tej listy gończej wyłączony, ale pojawia się w jej czołówce! Urzędnicy i politycy są w stanie wiele bubli legislacyjnych wyprodukować. Czasami latami zapominają o najprostszych sprawach, ale jak już się do czegoś przyczepią, to trudno im to z zębów wyrwać. Mam psy, więc wiem, co mówię. Ostra i bezkompromisowa negacja paliw stałych zagraża i tak już marginalnej i okazjonalnej, ale wciąż najpiękniejszej formie udomowionego ognia…
Ogień dla zmysłów
W wielu krajach, które niezwykle ostro walczą ze smogiem, zapyleniem, jak i emisją CO2, uznano, że są urządzenia, które wprawdzie emitują to i owo, ale w związku z okazjonalnym użytkowaniem albo specyficzną rolą, jaką pełnią, nie powinny trafiać na te same listy gończe, co narkotyki, sportowy doping, hazard, handel bronią i ludźmi. Całkiem rozsądnie pozwolono na korzystanie z przyjemności spędzenia od czasu do czasu kilku chwil przy ogniu. Pozwolono również na korzystanie z zabytkowych pieców i kuchenek opalanych drewnem służących do przygotowania posiłków. Ba, w wielu miejscach zezwala się nawet na ogrzewanie drewnem, jeśli jest ono jedynym paliwem zapewniającym ogrzewanie domu. Człowiek musi mieć dach nad głową, ogrzać się i zjeść, by żyć, być podatnikiem i raz na kilka lat… oddawać głos. Niestety, dla wielu polskich polityków ciągle nie jest to oczywiste.
Powrót
Wykorzystując niejako prawną lukę, zaoferowano współcześnie zaprojektowane rozwiązania otwartych palenisk. Niby palenisko to palenisko i niewiele tu można zmienić, ale…
Znajomość zawiłości procesu palenia dzięki technikom informatycznym jest dzisiaj znacznie większa niż kiedyś, gdy wszystko robiło się „na oko” lub w drodze żmudnych wyliczeń. Dzisiaj można realistycznie „zajrzeć” do paleniska, wpłynąć do jego wnętrza razem z powietrzem, rozpalić się do kilkuset stopni Celsjusza i wypłynąć kominem, a to wszystko odbywa się na wygodnym fotelu, przed monitorem…
By nie dawać pola do popisu różnym przypadkowym „fachowcom”, ale też by zarobić, producenci wkładów kominkowych jako alternatywę proponują gotowe paleniska… otwarte. Drugie życie otwartego kominka? Absolutnie nie! Palenisko otwarte jest nieśmiertelne, nigdy więc nie umarło i możemy mówić raczej o jego kolejnej młodości. Bo aktualnie proponowane otwarte palenisko jest paleniskiem XXI wieku.
Jeśli jest taka potrzeba, otwór paleniska przysłania dyskretna, ledwie widoczna siateczka. Jeśli nie dysponujemy przewodem kominowym o odpowiednio dużym przekroju, to skorzystać możemy ze wsparcia wentylatora kominowego. Gdy praca kominka zakłóci funkcjonowanie, niemal obowiązkowej rekuperacji, do akcji wchodzi elektroniczny czujnik podciśnienia…
Co najlepsze, na pomysł odświeżenia „otwartego ognia” i dodania do niego wszystkiego, co daje współczesna technika, wpadła firma Brunner, która w zasadzie specjalizuje się w technikach… ogrzewania domów drewnem. Jestem przekonany, że nie będą w swoich działaniach odosobnieni i wkrótce, pewnie już na czołowych w branży wiosennych targach ISH we Frankfurcie, pojawią się kolejne propozycje. Widocznie możliwość spędzenia relaksujących chwil przy prawdziwym ogniu jest nie mniej ważna, niż ogrzewanie domu. Wciąż jest w nas kawałek pierwotnego człowieka, chociaż mamy XXI wiek. Mimo internetu, smartfonów, dronów cieszymy się, że „możemy podziwiać ogień w jego najbardziej pierwotnej postaci – bez szyby, za to z mnóstwem dodatkowych wrażeń. Można go usłyszeć, poczuć jego zapach i ciepło…”.