Może piecyk – co wybrać?
Nowy czy używany samochód? Większość Polaków wybiera pojazdy z drugiej ręki, najlepiej pochodzące z prywatnego importu. Każdy chłopak może mieć sportowe BMW, drobny przedsiębiorca eleganckie Audi, a młoda dziewczyna stylowe Mini.
Wódka, wino czy piwo? Tutaj Polacy w ciągu ostatnich lat zmienili swoje alkoholowe obyczaje i piją mniej wódki, a więcej piwa i wina. Piwo, bo jest łączone z różnymi sportowymi wydarzeniami i mocno reklamowane. Wino, bo w popularnych sieciach sklepów pojawiły się niezłe i przystępne cenowo trunki z całego świata, wina „za trzy dychy”, bo tyle co najwyżej gotowy jest statystyczny konsument na butelkę przeznaczyć. Wódki reklamował nie będę.
Odstawmy na bok alkohol i przejdźmy do tego, co nas interesuje, czyli kominków. Jeszcze kilka lat temu Polacy bezdyskusyjnie wybierali kominek. Obecnie, chociaż kominki ciągle stanowią zdecydowaną większość, wątpliwości pojawiają się coraz częściej… Jest znacznie większy wybór piecyków, w tym peletowych. Od kilku lat w grze jest również piec kaflowy, który w Polsce przeżywa drugą młodość, tak wśród wykonawców, jak i klientów. A więc kominek, piec kaflowy czy może piecyk?
Piecyk lub… nic?
Jeśli nie mamy dotąd żadnej formy udomowionego ognia, a odczuwamy potrzebę posiadania „jakiegoś” ognia, to pewnie piecyk wolno stojący będzie najszybszym i najmniej ryzykownym rozwiązaniem. Reklama telewizyjna jednego z marketów budowlanych proponuje piecyk za około 800 złotych i kominkowy wkład za taką samą sumę. Zarówno piecyk, jak i wkład nie są cudami techniki grzewczej, ale są wiarygodnymi, certyfikowanymi produktami. Jednak piecyk to już produkt finalny. Dojdzie tylko rura odprowadzająca spaliny, może niepalna płyta pod piec i to będzie koniec wydatków. Jeśli nawet sami nie potrafimy piecyka zamontować, to skorzystanie z pomocy w typowych sytuacjach będzie dość tanie. Natomiast w przypadku wkładu kominkowego jego zakup to dopiero początek wydatków. Pomijamy koszt przyłącza, bo będzie porównywalny do piecyka, ale wkład często musi mieć jakąś podstawę, prostopadłościenną obudowę, izolację, wykończenie tynkiem, pomalowanie plus jakaś skromna oprawa wokół paleniska, no i kratki wlotów i wylotów powietrza. Tutaj ilość prac wymaga już doświadczonego majsterkowicza, a jeśli takiego brakuje, to bezwzględnie należy sięgnąć po fachowca. Budowa kominka trwa znacznie dłużej niż montaż piecyka. Nie będę robił dokładnego wyliczenia, ale kominek będzie droższy od piecyka minimum 4–5 razy plus bezcenna oszczędność czasu. Oczywiście są droższe piecyki i droższe wkłady, różne materiały obudowy itd., ale jeśli nie mamy jakiegoś konkretnego planu w związku z naszym domowym ogniem, to zaryzykujmy raczej piecyk. Jak nam nie będzie pasował, równie prosto jak zabudowaliśmy, pozbędziemy się intruza. Rozbiórka kominka to już poważny remont i znam wielu zdesperowanych posiadaczy, którzy chociaż z różnych względów mają kominka dość, na samą myśl o rozbiórce i demolce w salonie zostawiają ten problem… na później, ale to „później” nie nadchodzi.
Piecyk czy kominek?
W kominku można zastosować znacznie większe palenisko, a szerokości fasady 1 metr i więcej nie należą do rzadkości. Możliwe są rozwiązania narożne, trójstronne, dwustronne vis-à-vis itd. Z pewnością w dużych domach piecyk jako jedyny ogień ma małe szanse, bo jego bryła „zginie” w przepastnych wnętrzach. Może zaistnieć wówczas jako drugi ogień, np. w bibliotece, pokoju do pracy czy… w salonie kąpielowym. Tylko czy będziemy mieli chęci i „moce przerobowe” na palenie w kilku kominkach?
Można wykonać z kominka rozprowadzenie ciepłego powietrza po całym domu (tzw. DGP). Można zainstalować w kominku wkład z płaszczem wodnym i ciepło rurkami rozprowadzić po całym domu. Na dodatek można ogrzewać wodę użytkową. Z pewnością znowu wybór kominka wydaje się bezdyskusyjny. Wprawdzie są piecyki na pelety, które mogą również ogrzewać kilka pomieszczeń nadmuchiwanym powietrzem, ale jest to rozwiązanie, które startuje w „innej konkurencji”. Poza tym piecyki peletowe z taką opcją wcale tanie nie są.
Woda? Duży, czyli kominek zaopatrzony we wkład z płaszczem wodnym, może więcej. Piecyki na drewno, a szczególnie peletowe z opcją wodną są ciekawym rozwiązaniem do niedużych, niskoenergetycznych domów, i to wszystko. Duże domy, pensjonaty, obiekty różnorakiej użyteczności raczej są miejscem na kominki.
Gaz? Jeśli chcemy mieć komfortowy gaz w salonie, to kominek z gazowym wkładem będzie nr 1. Najmodniejsze rozwiązania gazowe, a więc bardzo szerokie paleniska są możliwe do realizacji tylko w gazowym kominku. Ich asortyment ciągle rośnie. Na rynku można wprawdzie znaleźć kilka modeli piecyków gazowych, które próbują sił i w tym, coraz modniejszym, segmencie. Nadrabiają kształtem narożnym, kompaktowymi okrągłościami i taką samą automatyką obsługi, ale chyba to nie wystarczy do zajęcia pozycji lidera. Piecyk jest zbyt mały.
Kominek otwarty? Jeśli chcemy tradycyjny kominek „otwarty”, to nie ma co oglądać się za piecykami i szukać, szkoda czasu. Palenisko otwarte to crème de la crème kominka. W wielu krajach taki kominek wyłączony jest z ich regulacji ekologicznych. Użytkowany sporadycznie, z okazji ważnych wydarzeń rodzinnych, firmowych, politycznych czy świąt, pełni rolę prawdziwego „udomowionego ognia”. Nie „gra”, nie „udaje” niczego, tylko JEST. I to wystarczy. Każdy? Nie do końca, bo powinien być doskonale zaprojektowany technicznie i wykonany, a mało jest fachowców, którzy to potrafią, a na dodatek którzy rozumieją, że mamy XXI wiek i różne ograniczenia (powietrze, rekuperacja) do respektowania.
Kominek to rozwiązanie, gdzie można zrealizować indywidualne wizje i dopasować go niepowtarzalnie do wnętrza i naszego gustu. Mimo wielkiego asortymentu piecyków, to ciągle my musimy się do nich dostosować, dobrać aranżację, otoczenie. Indywidulanie zaprojektowany i zrealizowany kominek to odpowiednik garnituru czy sukni szytych „na miarę” i żadna masówka tego nie zastąpi. W świecie kominkowym również. Oczywiście można też zdecydować się na półśrodek, zakupić wysokiej klasy markowy piecyk, może nawet zaprojektowany przez kogoś „znanego” i indywidualnie dorobić do tego otoczenie.
Można na kominek wydać każde pieniądze! To prawda, nawet dość przeciętny kominek z dużym wkładem, kaflami znanej manufaktury, starannie wykonany osiąga cenę samochodu. Nowego samochodu. Indywidualny wkład plus kominkowa super aranżacja przekraczają i ten pułap, i zbliżają się do cen samochodów klasy premium. Samochód za kominek? Kominek za samochód? Co kto lubi i na co kogoś stać.
Duży kominek zabiera sporo przestrzeni. Jeśli, przykładowo, koszt 1 m² naszego apartamentu wyniesie 10 tys. zł, to zabudowując 2–3 metry, „stracimy” kolejne kilkadziesiąt tysięcy. Gdy z takiej perspektywy spojrzymy na piecyki, nawet te projektowane i wykonane przez mistrzów z branży, nie są one drogie.
Piecyk czy piec?
Piec kaflowy akumulujący ciepło w dużej masie to rozwiązanie genialne. Już wydawało się, że dni pieca są policzone, ale na tym świecie nic nie jest pewne i przewidywalne. Wprawdzie wokół królują kolektory słoneczne, pompy ciepła i gaz, ale są sytuacje, gdzie na żadne z tych rozwiązań nie można liczyć albo całkowicie na nich polegać. Sięgnąć trzeba po starego, sprawdzonego przyjaciela, piec kaflowy. Ma on wprawdzie swoje lata (czy nawet wieki), ale potrafił dopasować się do XX i XXI wieku. Są więc doskonałe materiały zduńskie, elektronika i nie tylko stare kształty, znane z muzeów czy domu dziadków, ale też bardzo nowoczesne bryły. Ba, niekiedy aż trudno sobie wyobrazić, że „to” jest piecem kaflowym. Piec kaflowy jest zbyt duży, bo mamy dom niskoenergetyczny? Od ładnych kilku lat dostępne są tzw. małe piece kaflowe, będące prawdziwym piecem tylko w zmniejszonych wymiarach i ciężarze. Zamiast kilku ton masy kumulacyjnej, jest tylko kilkaset kilogramów. Zamiast zajmującej pół salonu bryły, jest zgrabny i kolorowy lub stylowy prostopadłościan lub cylinder. Dopiero tam, gdzie kończy się dolna granica możliwości (i ceny) kaflowego pieca, zaczyna się pole popisu dla stalowego lub żeliwnego wolno stojącego piecyka. Są i tu modele, które również mają na sobie i w sobie od kilkudziesięciu do kilkuset kilogramów dodatkowej masy akumulacyjnej. Nie jest to może zbyt wiele, ale wystarcza, by ograniczyć ilość tzw. wsadów drewna do minimum. Na dodatek cena piecyków sprawia, że coraz częściej znajdują nabywców, których te parametry zadowalają, a ich relacja do ceny jest dobra.
Piecyk czy kuchenka?
Gotowanie jest modne. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się domowe kuchenki kaflowe lub metalowe. W zasadzie już większość kominkowych i piecykowych producentów ma je w swojej ofercie. Kupić czy nie? Kuchnia na drewno to bardzo atrakcyjne urządzenie, można na niej przygotować wspaniałe potrawy. Należy jednak ocenić realnie swoje możliwości czasowe i umiejętności kulinarne. Nie każdy jest mistrzem kuchni. Nie każdy ma na to czas. Można jednak skorzystać z oferty piecyków wolno stojących z dodatkowym elementem grzewczym, zwykle w postaci przeszklonego minipiekarnika w górnej części. To wystarczy, by podgrzać pierożki, upiec bułeczki, babeczki czy przygotować pizzę. Taki piecyk nie wymaga dodatkowego pomieszczenia ani kolejnego przewodu kominowego w domu. Warto więc taki model rozważyć.
Mały piecyk – wielki przegrany
Piecyk, który dla różnych zastosowań domowych powinien być bezdyskusyjnym pierwszym wyborem, stał się w Polsce największą ofiarą wolnego rynku kominkowego. Gdy tylko europejskie rynki się otworzyły, złotówka stała się wymienialna, a ludziom w Polsce zaczęło się żyć dostatniej, obok telewizorów i aut pojawiły się… kominki. Właśnie, nie piecyki, które w tym czasie święciły triumfy na świecie, tylko KOMINKI. Pewnie, że było to na rękę europejskim producentom, bo dawaliśmy pracę ich fabrykom, często na dwie zmiany. Wykupywaliśmy modele, które u nas stawały się hitami, a na rodzimych rynkach stanowiły margines. Potrzebowali Polacy na gwałt otaczać się oznakami bogactwa, a piecyk, nawet najlepszej marki, ciągle był u nas „kozą”. Czytaj bieda-kominkiem, namiastką i nikt go poważnie nie traktował. Jak już ktoś „musiał ” z przyczyn finansowych piecyk kupić, to długo cierpiał z tego powodu i się wstydził. Zaledwie tolerowane były piecyki w domkach rekreacyjnych, ale i tam, kto tylko mógł zamiast gotowego francuskiego czy skandynawskiego modelu wybierał w ciemno realizację lokalnego murarza. Z takiej pozycji bardzo trudno jest piecykowi odbudować wizerunek i odzyskać raz utraconą cześć. Trwa to do dzisiaj, a proces nie jest zakończony.
Więc co wybrać?
Najlepiej zapomnieć o „polskich grzechach kominkowych” i wybierać… sercem. Oczywiście, trochę też portfelem. Jednak co by nie mówić, to właśnie w piecykach stać nas zarówno na najtańszy z możliwych ogień udomowiony, jak też na wzornictwo z najwyższej europejskiej półki. Te zaprojektowane przez znanych designerów piecyki kosztują wprawdzie wielokrotność popularnych modeli, ale ciągle są to sumy kontaktowe dla lepiej zarabiających Polaków. Można wybierać wśród piecyków tanich i drogich, szarych i kolorowych, retro i nowoczesnych, na drewno i pelety, albo na oba te paliwa, stalowych, żeliwnych, wykończonych kafelkami lub steatytem. Są w ofercie anonimowe produkty i wyroby znanych producentów, często tworzone przy udziale wysokiej klasy projektantów.
Kominek czy kaflowy piec, powstający według podobnych reguł (doskonały projektant, najlepsze materiały i wykonawca), będzie znacznie, znacznie droższy. Piecyk jest sam w sobie skończonym produktem i jako taki może być zdemontowany, przeniesiony w inne miejsce, a wreszcie… sprzedany – dzisiaj lub za kilkadziesiąt lat, kiedy wiele modeli nabierze wręcz wartości. Z kominka zostanie wówczas tylko kupa gruzu. Jedynie najlepsze piece kaflowe obronią się i – podobnie jak piecyki – nabiorą wartości kolekcjonerskiej. Tylko, podobnie jak przy pierwszym zakupie, jak wielu ludzi za 100 lat będzie stać na „zabytkowy piec kaflowy z pierwszej połowy XXI wieku ze znanej kaflarni”? Piecyk, mały piecyk z tego samego okresu, „pójdzie” jak świeże bułki. Oczywiście, jeśli za 100 lat będzie jeszcze coś takiego, jak „świeże bułki”.
A więc, czy jest jakiś finał rozważań, bo najwyższa pora wybrać się na zakupy? Co wybrać? Ja tylko pomogłem, a może nie pomogłem, ale szukajcie odpowiedzi sami… Na koniec zacytuję nowego laureata Nobla, Boba Dylana:
„… The Answer, My Friend,
Is Blown’ in the Wind…”
Is Blown’ in the Chimney Wind
Odpowiedź, przyjacielu
rozwiewa wiatr,
wiatr w kominie.
(To ostatnie dodałem od siebie, by było bardziej „kominkowo”.)