Jak to na początku było…?

Czy zastanawialiście się, jak to było z tym ogniem kiedyś, ale nie sto, dwieście lat temu, ale tak z tysiąc i więcej? Nie wiem, jak inni, ale ja często, bo to jest niesamowicie ciekawe spróbować poznać, jak i czym grzano się w prehistorii! Czy to możliwe? Do pewnego stopnia tak – owszem, często zdajemy się na domysły, ale wiedza archeologiczna i kronikarska też jakaś jest. Gdzie szukać wiadomości? To może dłuższa sprawa.

Sam będąc tylko z zamiłowania historykiem, a więc amatorem, a nie naukowcem, skazany jestem niejako tylko na Internet, ale nie chodzi mi tu o jakąś powierzchowną wiedzę, na niesławnym, niskim poziomie, tak zwanych dzieci Neostrady – nic z tych rzeczy! Są fora historyków, typu historycy.org czy im podobne, gdzie pisują i kłócą się o szczegóły naprawdę wysokiej klasy ludzie – tam warto zajrzeć, nie tylko do Wikipedii, bo ma to mniej więcej takie porównanie, jak 1000-stronicowa książka „Historia Starożytna” do 45-minutowego programiku na Discovery. W każdym razie, po latach szukania i czytania wiadomo mniej więcej tyle, że po pierwsze nie zawsze było zimno. Było w dawnych czasach tak zwane starożytne i średniowieczne optimum klimatyczne, przynajmniej dwa takie okresy, jeżeli nie więcej. Stąd wniosek, że nie zawsze trzeba było mieć rozbudowane piece, by w nich mocno palić. Nic więc dziwnego, że po wieku trzynastym, czternastym, kiedy średniowieczne optimum klimatyczne się skończyło, zaczęto ulepszać piece.

W wiekach następnych, zwłaszcza w rekordowo mroźnym siedemnastym, piece kaflowe przybrały formę i rozwiązania konstrukcyjne już dojrzałe, dzisiejsze. Podobny wniosek można wyciągnąć ze starożytnego optimum klimatycznego – było ciepło, cywilizacja rzymska siedziała naokoło ciepłego Morza Śródziemnego, to i nie było potrzeby palenia. Owszem, znano kosze rozżarzonych węgli (Biblia o tym wspomina kilkakrotnie), ale to było w użyciu wyjątkowo, w ,,zimie”, która na tamtych terenach byłaby dla nas Polaków ciepłą. Tak na marginesie – wynalazek skutera w słonecznej Italii; czy wiecie, że tam się jednośladami jeździ całorocznie? Więc nic dziwnego, że ,,zimą” nie trzeba specjalnie jakoś się ogrzewać, bo jest ciepło, a w starożytności mogło być jeszcze cieplej! Ale tak cofając się jeszcze dalej w starożytność, to zacząć trzeba od najstarszych cywilizacji, a te jakoś tak uparcie rozwijały się tam, gdzie było ciepło! Bo co wiemy dzisiaj na pewno? Cywilizacja Sumerów, a potem Asyryjczyków i Babilończyków, to coś więcej zaczęły robić gdzieś tak od XXIII wieku p.n.e., podobnie zresztą starożytny Egipt faraonów. Z tych wieków są jakieś źródła zapisane pismem klinowym, jakieś rządy, królowie, ale wszystkie te cywilizacje były na terenach dzisiaj pustynnych i gorących. Tutaj pytanie – co oni robili na pustyniach? Odpowiedź jest banalna – pustynie są teraz, z nie do końca znanych i wyjaśnionych powodów, a te kilka tysięcy lat temu to tam było inaczej i zielono! Żeby było ciekawiej – w starożytności Afryka była tak zwanym „spichlerzem Rzymu”, czyli musiało tam być na tyle zielono, a nie pustynnie, że cała ta prowincja zaopatrywała resztę Cesarstwa Rzymskiego w zboże.

Widać więc, jak bardzo różni się sytuacja dzisiejsza i nasze potoczne zrozumienie od tego, jak mogło być dawniej. Stąd wniosek, że w tamtych czasach wystarczyło ognisko, kociołek na trójnogu, i już! Ewentualnie rożen do pieczenia upolowanego zwierza – dużo nie było potrzeba, a na północ jeszcze tak tłumnie Prasłowianie i Pragermanie nie szli, bo nas jeszcze nie było. Cywilizacja chińska i indyjska to może co innego, ale to już trochę daleko od nas i powiedzmy, że jeszcze też tereny ciepłe. Ale co dalej? Medo-Persja i Grecja, imperia istniejące w okresie między wspomnianą wcześniej Asyrią i Babilonem a późniejszym Rzymem, to w zasadzie też te same tereny – dzisiejszy Iran to dawna Persja, a Grecja, wiadomo, nigdzie też nie poszła, ciepło tam i teraz. Jak widać, dodawszy do tego ciepły okres tego starożytnego optimum klimatycznego, nie było jakiejś wielkiej potrzeby wielkiego grzania. Ale ktoś powie – a rzymskie hypocaustum? A to trzeba zobaczyć, co nim ogrzewano i po co, bo już duet hypocaustum i rzymskie łaźnie całkowicie wyjaśnia, po co taki wynalazek wydajnego i skutecznego centralnego ogrzewania. Albo mówiąc wprost: był ktoś na basenie? Woda ciepła była? A całe pomieszczenie też ciep­ łe? To wszystko wyjaśnia – nie można robić komfortu łaźni bez ciepła i zimną wodą.


Ale rozwinięte cywilizacyjnie miasta starożytnego Rzymu (i nie tylko zresztą) to jedno, a domy zwykłych ludzi – to drugie. Tu nadal przez stulecia jeszcze nic przełomowego nie wynaleziono. Ognisko grzejące mięso na rożnie to było raczej wszystko, zwłaszcza spójrzmy na rozwój potraw, albo na to, co znano kiedyś. Prosta sprawa – kiedy wynaleziono zupę jako taką? Owszem, mamy znowu w Biblii wzmiankę o potrawie z soczewicy (kiedy to Ezaw sprzedał prawo pierworództwa Jakubowi), ale co to za potrawa? Coś na kształt dzisiejszej zupy? Nie wiadomo. A kiedy poznano u nas kartofle, zwane też ziemniakami? To dopiero po XV wieku naszej ery, po odkryciach Kolumba, że jest taki ląd, co się nazywa Ameryka, a tam mają takie rośliny, których bulwy korzenne to dzisiejsze nasze, serwowane do obiadu, ziemniaki. Wcześniej znano różne kasze, ale chodzi o to, że rozwój pieca kuchennego po okresie Renesansu i później, po wiekach XV i XVI, był też spowodowany odkryciami kulinarnymi – po prostu więcej potraw znano i na różne sposoby można było coś przyrządzić. Owszem, chleb pieczono w najdawniejszej starożytności, to wręcz zagadnienie na oddzielny artykuł, ale różne piekarniki, duchówki, szabaśniki, kawiarki – to wynalazki z ostatnich kilkuset lat napędzane kulinarnymi nowościami. A że przy okazji rozbudowywało i komplikowało to piec i kuchnię jako taką…

Jak więc widać, pewne rzeczy nie były ludziom w dawnych czasach potrzebne i nie były znane, choć nie zawsze tak było – taka ciekawostka: „baterie bagdadzkie”. Słyszał ktoś? W roku 1936, a potem też w latach sześćdziesiątych, archeolodzy w Bagdadzie, gdzieś w jakichś wykopaliskach, znaleźli gliniane garnki, w środku skorodowany miedziany walec, zatkane korkiem bitumicznym. Jak to odtworzono i zalano kwasem cytrynowym, to dały prąd. Baterie elektryczne (albo ściślej mówiąc: ogniwo galwaniczne) ze starożytności – dobre sobie! To nam pokazuje, jak mało jeszcze wiemy, ile spraw ginie w pomroce dziejów, ale też jak rozwinięte mogły być cywilizacje dawne. Tak na zakończenie, żeby ktoś nie myślał, że to jakieś UFO zrobiło im te baterie – możliwe że starożytni złotnicy używali tego do galwanicznego pokrywania biżuterii, do pozłacania po prostu. Takich ciekawostek dawnych jest zresztą więcej. Dzisiaj już wiemy, że to nie Kolumb pierwszy odkrył Amerykę, bo z pięćset lat wcześniej bywali tam Wikingowie, a przed nimi mogli być Chińczycy albo Fenicjanie, ale to już inna historia, niezwiązana z piecami. Teraz, po tej dłuższej dygresji, czas wracać do codzienności – komputera, smartfona i kominka na pelety. Dokąd myśmy zaszli…

mgr Arkadiusz Szewczyk
[email protected]
Zdjęcia w Muzeum Zamkowym w Malborku: Marta Zionkowska