Ceramika – pasja zaraźliwa

Zawsze stałem na stanowisku, że dla budowania dobrych relacji warto oddzielić życie rodzinne od zawodowego. Wracając po pracy do domu starałem się zostawić za drzwiami myśli o pracownikach, klientach i fakturach. Kiedyś nawet odmówiłem żonie angażu do pracy w moim biurze (choć miała odpowiednie kwalifikacje) tylko po to, aby utrzymać podział między sprawami zawodowymi a prywatnymi. Ale życie często płata nam figle…


Ceramika jest niesamowicie wciągającą nauką. Kontakt z nią zaczynasz od prostych zabaw z gliną, a zanim się obejrzysz, już zagłębiasz się w świat chemii i fizyki – temperatury topnienia szkliw i proces przemian kwarcowych. Ja bardzo szybko stałem się ceramicznym maniakiem. Nie sądziłem jednak, że ceramika jest pasją zaraźliwą… Mimowolnie swoją pasją do ceramiki zaraziłem dwie bliskie mi osoby – żonę (Martę) i mamę (Małgorzatę). A może to nie ja je zaraziłem, może to ta „zaraza” ceramika sama się rozniosła…
Dziś nie ma rodzinnego spotkania bez dyskusji o toczeniu i szkliwieniu. Nie ma spotkania synowej z teściową bez pytania: „Co ciekawego ostatnio ulepiłaś?”. Ceramika stała się częścią naszej rodziny. Ceramika Kornak 🙂 I coraz bardziej się panoszy… Moja żona właśnie otworzyła pracownię ceramiczną z prawdziwego zdarzenia, zainwestowała w nią sporo pieniędzy. Gliniana pasja staje się teraz jej pracą. Ale zacznijmy od początku.

Jakub Kornak: Pamiętasz od czego się zaczęło? Miałaś, oczywiście, ciągły kontakt z moją kaflarnią, ale kiedy zrodził się w Tobie pomysł na zajęcie się ceramiką?

Marta Krasna-Kornak (żona): Zaczęło się od garncarstwa. Firma eventowa mojej siostry obsługiwała w 2013 roku kilka festynów miejskich i spośród wielu stoisk największą popularnością cieszyły się pokazy garncarstwa. Zainteresowałam się tym tematem i wkrótce jeździłam po kraju z własnym kołem zrobionym przez mojego tatę. Początki były łatwe, na stoisko przychodziły głównie dzieci. To nie wymagało ode mnie wielkich umiejętności, wystarczyło zakręcić kołem i pomóc im stworzyć prostą miskę lub kubek. Ale garncarstwo mnie wciągnęło i chciałam się doskonalić.

J.K.: I wtedy przyszła kontuzja kolana?

Żona: Tak, skręcenie rzepki. Kilka miesięcy rehabilitacji, nie mogłam w tym czasie pracować na kole. Zaczęłam trochę więcej lepić z gliny, później przyszedł czas na ceramikę odlewaną. Skoro Ty używasz tej metody przy kaflach, to szybko poznałam jej tajniki. Na początku chodziło o stworzenie przedmiotów na nasz domowy użytek – świeczniki, talerzyki na ciasto, pucharki do lodów. Później zaczęłam robić miseczki na prezenty dla znajomych.

J.K.: Pamiętam pierwsze formy gipsowe, których odlewania Cię uczyłem…

Żona: Trafiło mi się, bo dzięki naszemu małżeństwu miałam zapewnione fachowe porady, nieograniczone dostawy gliny i gipsu oraz bezpłatne wypały w piecu. Jedyne, czego mi brakowało, to przestrzeń. Zajęłam pół warsztatu mojego taty, i Miałam do dyspozycji dwa niewielkie stoły w piwnicy, bez ogrzewania. Nawet gdy już zaczęłam wstawiać swoje wyroby do sklepów z wyposażeniem wnętrz, to nie mogłam w pełni rozwinąć skrzydeł, bo ciągle brakowało mi miejsca.

J.K.: No widzisz, i tu znów z pomocą przyszedł mąż. Zlitowałem się i oddałem Ci swój garaż. Może to nie brzmi imponująco, ale blaszany garaż o wymiarach 4 × 6 metra to duży progres w porównaniu ze stołami w piwnicy. Ociepliliśmy go w rodzinnym zrywie (z pomocą teścia, szwagra i szwagierki), przywiozłem z pracy kozę, abyś mogła pracować przez cały rok.

Żona: Tak, wsparcie Twoje i rodziny dużo dla mnie znaczy, dzięki Wam wiem, że to, co robię, jest całkiem niezłe, bo dodajecie mi pewności siebie. Chociaż pewnie nieraz mieliście już dosyć moich rozmyślań na jaki kolor coś poszkliwić albo czy dana patera ma dobrze dopasowaną nogę. I przede wszystkim mój tata odzyskał swój warsztat i nie marudzi, że gdzie się nie odwróci, tam stoi moja glina.

J.K.: Teraz masz prawdziwą pracownię ceramiczną!

Żona: Wreszcie nie brakuje mi miejsca. Mam osobne stanowiska do odlewania i lepienia oraz stół do prac modelarskich. Mogę tworzyć na większą skalę – już nie tylko dla znajomych i do okolicznych sklepów, ale także na duże kiermasze i do sklepu internetowego.

J.K.: Wciągnęło Cię, co? Opowiedz, czemu w ogóle to robisz?

Żona: Siedząc w pracowni, mogę oder­wać się od rzeczywistości. Nie myślę o tym, co ugotować jutro na obiad, ani jaką kurtkę kupić dziecku. Odlewając miski z kocimi głowami i lepiąc patery na ciasta, odpoczywam i realizuję się twórczo. W ceramice lubię to, że można stosunkowo łatwo przekuć wyimaginowany kształt w coś praktycznego. Inspirują mnie proste formy i kolory, skandynawskie wzornictwo. A moment, w którym widzisz efekt końcowy swojej pracy – pięknie poszkliwione naczynie – jest nie do opisania.

J.K.: To samo mówi moja mama, choć ona zajęła się ceramiką zakładając od samego początku, że to będzie tylko jej hobby.

Małgorzata Kornak (matka): Gdy zaczynałam zajmować się ceramiką, nie sądziłam, że będzie to na mnie działać tak kojąco. Nawet pół godziny lepienia z gliny daje lepszy efekt niż nie jeden seans terapeutyczny. Człowiek zapomina o codziennych obowiązkach – jest tylko glina i wizja przedmiotu, który ma powstać.

J.K:. Pamiętam, jak niespodziewanie oznajmiłaś, że zapisałaś się na kurs. A po kilku tygodniach przekazałaś mi pierwsze koronkowe talerze do wypału. Wszyscy byli zaskoczeni, że tak łatwo Ci to przychodzi.

Matka: Obserwowałam z boku działalność Twojej kaflarni i siłą rzeczy powoli wchodziłam w temat gliny, szkliw i wypału. Szkoda było nie skorzystać z możliwości, jakie miałam pod nosem. W końcu w Twoim piecu wypałowym zawsze znajdzie się miejsce na jakiś talerzyk.

J.K.: Zaczęło się od talerzyków, a teraz zdarzają się wypały, gdzie Wasze rzeczy zajmują 1/3 pieca…

Matka: Bo dla mnie największą frajdą jest możliwość wykonania przedmiotów, których nie mogę znaleźć w żadnym sklepie. Tak powstały skrzynki na kwiaty czy wielkie ceramiczne guziki. Robię rzeczy do wystroju własnego domu lub na prezenty dla bliskich.

J.K.: Nie spodziewałem się, że na rodzinnych imprezach ceramika będzie jednym z głównych tematów rozmów. Ale podoba mi się, że stanowimy wszyscy dla siebie wsparcie i jeśli ktoś coś wymyśli albo gdzieś się czegoś nauczy, chętnie przekaże to pozostałym. Cieszę się, że ceramika tak nas połączyła. Choć czasami obawiam się, że to jeszcze nie koniec. Przecież nasza rodzina ma jeszcze kilku członków i tylko jest kwestią czasu, aż ktoś następny zacznie…

Rozmawiał Jakub Kornak
Zdjęcia: autor, Marta Krasna-Kornak